„Naprawiać, czy nie naprawiać – oto jest pytanie?”
Często w serwisie słyszę zdanie: „Nie opłaca się tego robić, przecież to stare auto.”
Nie ukrywam – poza nielicznymi wyjątkami – zupełnie tego nie rozumiem. Auta mamy różne: małe, duże, warte 5, 10 czy 100 tysięcy złotych. Ale bez względu na wartość, jeśli jesteśmy właścicielami danego samochodu, to zazwyczaj go potrzebujemy – na co dzień, do pracy, do szkoły, do życia.
Pojawia się więc pytanie:
Skoro moje auto jest warte 10 tys. zł, to czy naprawa za 5000 zł (czyli 1/2 jego wartości) ma w ogóle sens?
Otóż – ma.
Dlaczego?
Bo samochód przede wszystkim powinien być sprawny i bezpieczny – dla Ciebie i Twojej rodziny.
Rozumiem, że proporcja kosztu naprawy do wartości pojazdu może się wydawać nielogiczna, ale… spójrzmy na to inaczej.
Jeśli Twoje auto jest warte 10 000 zł i nie zdecydujesz się na naprawę za 5000 zł, tylko dodasz do tej kwoty np. jeszcze 5 000 zł oszczędności, masz do dyspozycji 20 000 zł. Czy to wystarczy na zakup dużo młodszego, pewnego auta?
Raczej nie. Kupisz samochód 2–3 lata młodszy, który również będzie wymagał nakładów – czasem większych, niż Twój obecny. Co więcej, nowy nabytek nie daje gwarancji bezproblemowej eksploatacji. A znasz już swoje auto – jego historię, naprawy, słabe punkty.
Jaka jest więc logika? Czasem… żadna.
Może więc warto zainwestować w to, co już masz i zyskać kolejny rok spokoju? Nigdy nie wiesz, jak za rok czy dwa będzie wyglądał Twój budżet. Życie pisze różne scenariusze – może będzie Cię stać na nowe auto, a może nie. Ale jeśli dziś zrezygnujesz z naprawy, za rok możesz zostać z pojazdem, którego faktycznie nie opłaca się już ratować – bo był zaniedbany, bo rdzewiał, bo awarie się nawarstwiały. A szkoda.
Z punktu widzenia serwisu:
Często słyszę irytację: „Dlaczego to tyle kosztuje, przecież to stare auto!”
Otóż – przy wycenie nie patrzymy na wiek auta, tylko na czas pracy. Jeśli do wymiany wahacza potrzebuję 40 minut – to niezależnie od tego, czy to Audi z 2000 roku czy z 2020 – koszt robocizny będzie taki sam. Części do starszych aut są czasem tańsze, ale nie oznacza to, że kosztują grosze – tu też działa zasada opłacalności produkcji i dystrybucji. Temat cen części – zwłaszcza oryginalnych – to osobna, długa historia (może na inny wpis…).
Oczywiście, jest granica opłacalności.
Jeśli zakres napraw jest bardzo szeroki, a karoseria wygląda jak sito – zardzewiałe progi, dziury, brak sztywności nadwozia – wtedy trzeba sobie szczerze powiedzieć: to już nie jest auto do jazdy, tylko materiał na złom. I tu się zgadzam – nie warto pakować pieniędzy w coś, co nie zapewni bezpieczeństwa, a może nawet stanowić zagrożenie na drodze.
Na koniec:
Auto to nie tylko maszyna – to codzienne narzędzie, często też pewna niezależność i wolność.
Zamiast myśleć tylko przez pryzmat wartości rynkowej, warto spojrzeć na wartość użytkową, na to, co nasze auto nam daje każdego dnia. Bo nawet stare, ale zadbane auto potrafi służyć lepiej niż „młodszy kot w worku”.